Sportowy rekord, czyli coach trenerem mistrzów
W jaki sposób sport znaczeniowo kojarzy się z coachingiem?
Bo w obu liczą się wyniki, które można i należy jednoznacznie zmierzyć.
Bo – niezależnie od wyników – liczy się proces, piękno czy też doskonałość samej drogi do wyniku: gry, realizacji, wykonania, osiągnięcia. I chociaż wynik jest celem, jednak sposób jego uzyskania ma znaczenie niebagatelne (wynik osiągnięty w sposób niesportowy się nie liczy). A więc proces, droga czy metoda są istotnym czynnikiem oceny wyniku.
Bo sport jest zabawą, choć bywa też śmiertelnie poważnie traktowany. Bo ma sprawiać przyjemność, jest ozdobą życia, rozrywką, jest czymś „niekoniecznym”, możliwym dopiero po zaspokojeniu pierwszych podstawowych potrzeb. Nie jest dostępny dla każdego, mimo że każdy może do niego dołączyć. A kiedy ktoś już dołączy, złapie bakcyla sportu, przekonuje się o jego wartości, staje jego zagorzałym orędownikiem. Musi jednak wcześniej sam na sobie doświadczyć jego działania. Podobnie jest z coachingiem – nie wyobrazisz sobie jego mocy, zanim jej nie poczujesz na własnej skórze.
Podobnie jak coaching – sport może być uprawiany zawodowo oraz amatorsko. W tym pierwszym przypadku musi spełniać rygorystyczne kryteria, w tym drugim – wykorzystuje się z niego, to jedynie, co bezpośrednio użyteczne lub przyjemne. Ktoś prowadzi sportowy tryb życia, tak jak ktoś inny coachingowo prowadzi zespół lub dyskusję – nie będąc coachem, tak jak tamten nie jest sportowcem. Korzyści tak ze sportu jak z coachingu bywają rozliczne, zwykle łączą się one ze zwiększonym dobrostanem, odpowiedzialnością, mocą.
Paradygmatem sportu jest rekord – przekraczanie granic możliwego. Rekord, do którego dąży sportowiec, to wymierne, porównywalne i obiektywne osiąganie coraz lepszych rezultatów, a przez to samemu stawanie się coraz lepszym. Nie można tutaj oddzielić zwycięstwa od zwycięzcy. Sport jest „wewnętrzną grą” – sportowiec jest swoim najtrudniejszym do pokonania przeciwnikiem.
Podobna sytuacja zachodzi w coachingu. Zewnętrzne osiągnięcia są wymiernymi wskaźnikami wewnętrznych sukcesów. Świętowanie sukcesu ma charakter rytualny: psychologiczny i społeczny. Sukces motywuje do dalszych osiągnięć, a zarazem staje się wzorem do naśladowania i… przekraczania. Chodzi o to, by wspinać się ciągle wyżej i mierzyć ciągle dalej, pokonywać siebie, przekraczać swoje możliwości i oczywiste jak by się mogło wydawać ograniczenia. Chodzi jednak także i o to, by dla swych osiągnięć zyskiwać poklaski podziw – sport zawsze łączy się ze spektaklem: jest na pokaz, jest po to, by innym ludziom (widzom, kibicom…) pokazać: zobacz, to jest możliwe! Dobry spektakl fascynuje odbiorców. Nie tylko budzi podziw i zachwyt, ale także buduje poczucie uczestnictwa, współautorstwa, wspólnoty. Sukces sportowca staje się sukcesem jego zwolenników. Ich dumą, ich satysfakcją.
Każdy rekord jest względny. Pozostaje rekordem do czasu, gdy nie zostaje pobity, a każdy może zostać pobity i prędzej czy później zostaje. Co więcej, okazuje się, że gdy rekord zostaje ustanowiony, wkrótce staje się osiągalny także dla innych. Dobry spektakl pociąga naśladowców. Inspiruje ich i uskrzydla. Przydaje im mocy, ukazując osiągalność osiągnięcia. Dialektyka osiągania i przekraczania, ustanawiania i negowania – leży u podstaw tak sportu, jak coachingu.
Coach sportowy to trener mistrzów, który sam nie uczestnicząc w rywalizacji, pielęgnuje w sportowcu przyszłego mistrza. Pracuje z nim indywidualnie w sposób maksymalnie spersonalizowany, a zarazem nastawiony na osiągnięcie – a nawet przekroczenie – zakładanego wyniku. To bezpośredni prototyp współczesnego coacha – łączy dbałość o technikę z rozwijaniem świadomości, budowaniem mocnej motywacji i szerokim podejściem (systemowym, holistycznym, dialektycznym).